Samica nurogęsi przy Garbatym Mostku w Jeleniej Górze, wyróżniająca się małą płochliwością.
Jeleniogórski Bóbr jest zimową rezydencją dla wielu ptasich
gości, zarówno z bliskich nam okolic, jak i z północnych i wschodnich krajów.
Między innymi z tego powodu zima jest doskonałym okresem na obserwacje ptaków.
Dla początkujących obserwatorów szczególnie atrakcyjny jest fakt, że o tej
porze roku wiele gatunków zbliża się do człowieka i skupia często na
niewielkiej przestrzeni. Znając takie miejsca skupień zimowych gości, możemy w
czasie najzwyklejszego spaceru zapoznać się z kilkoma ciekawymi gatunkami, a
nawet mamy szansę natrafić na jakiś ornitologiczny rarytas, który wskutek swych
wędrówek zawitał do Jeleniej Góry. Moim ulubionym miejscem na takie obserwacje
jest Bóbr przy tzw. „Garbatym Mostku” łączącym Osiedle Robotnicze z ulicą
Wiejską. Na przestrzeni kilku lat obserwowałem tutaj całkiem pokaźny katalog
różnych ptaków wodnych, a i w tym roku nie brakuje w tej okolicy atrakcji. Dziś
przedstawię Wam pierwszego z goszczących tam zimowych rezydentów - ptaka, na
którego pewnie zwróciliście już uwagę. Oto wśród stada pospolitych krzyżówek
pływa jakaś duża biała kaczka z czarną, połyskującą zielono głową. Nie
uczestniczy nigdy w harmidrze, jaki panuje pod mostkiem, gdy ludzie wysypią tam
pożywienie (niestety najczęściej chleb). Trzyma się zawsze na uboczu, samotnie,
lub w grupie złożonej tylko z przedstawicieli swojego gatunku. Przyglądając się
bliżej, widzimy coraz więcej cech odróżniających tego ptaka od reszty kaczek. I
całkiem słusznie, bo mimo że ptak ten należy do rodziny kaczkowatych, niezbyt
przystoi mu miano kaczki. To tracz, zwany nurogęsią.
Samiec nurogęsi
Nurogęsi widzimy u nas zazwyczaj w grupie złożonej z kilku
ptaków, tak samców jak i samic. Podobnie jak u kaczek, samiec w szacie godowej różni
się wyraźnie od samicy. To właśnie on zwraca już z daleka naszą uwagę, swoją
bielą i odcinającą się od niej ciemną głową z czerwonym dziobem. Szatę tą
uzyskuje na początku zimy, gdyż właśnie na zimowiskach następuje łączenie się
ptaków w pary. U samicy dominuje szary ton upierzenia, z którym kontrastują
jaśniejsze partie na brzuchu i skrzydłach (białe tzw. lusterko na skrzydle), oraz
jasnobrązowa głowa, z czubem piór nastroszonym na potylicy. Najbardziej
charakterystyczną cechą w wyglądzie traczy jest jednak ich dziób, od którego
zresztą ptaki te wzięły swą nazwę - tracz to dawne określenie operatora piły
tartacznej. Dziób ten jest długi i wąski, hakowato zaostrzony na końcu, a po
bokach najeżony piłką drobnych, skierowanych ku tyłowi ząbków. Nietrudno
zgadnąć, że to doskonałe narzędzie służy nurogęsiom do połowu ryb, które
stanowią właściwie 100% diety tych ptaków. Jednak na tym specjalizacja traczy jako łowców
się nie kończy. Całe ich ciało ma bardzo opływowy kształt, przypominający
podwodną torpedę. Nawet głowa jest wydłużona i wąska, a smukła szyja zapewnia
jej operatywność pod wodą. Do tego nogi przesunięte są na tył korpusu, tak by
pod wodą stanowiły jak najlepszy napęd. Żeby przyjrzeć się nurogęsiom w akcji,
zejdźmy z mostku w stronę Osiedla Robotniczego i skierujmy się na lewo wałem wzdłuż
odnogi Bobru, opływającej niewielką wyspę. To tutaj najczęściej polują tracze.
Grupka ptaków złożona z jednego samca i dwóch samic patroluje rzekę, co chwila
zanurzając głowę pod wodę. Tracze to jedyne nasze ptaki, które polują w ten sposób.
Nigdy nie nurkują w ciemno – zawsze jest to atak na wypatrzoną wcześniej rybę.
Najbardziej narażone są ryby w ławicach, bądź szybko przemieszczające się, gdyż
polująca nurogęś obserwuje przede wszystkim ruch. Pstrąg przyczajony w swej
czatowni pomiędzy kamieniami, czy też stojący nieruchomo ciernik, mogą czuć się
względnie bezpiecznie. Wiele z pstrągów już nauczyło się, że w momencie gdy taflę
wody ponad ich głowami zasnuje złowrogi cień tracza, najlepiej zamrzeć w
bezruchu. Te z nich, które tego nie wiedzą i wpadną w popłoch, popełniają
często ostatni błąd w swoim życiu. Atak tracza jest kierunkowy i zdecydowany –
upatrzywszy ofiarę błyskawicznie wsuwa się pod powierzchnię wody, kilkoma
silnymi odepchnięciami nóg w mig dociera w okolice dna i zgrabnym ruchem głowy chwyta
rybę, zaciskając na jej śliskim ciele ostrza swego dzioba, co pozbawia ją szans
na ucieczkę.
Nurogęsi podczas łowów
Oczywiście nie wszystkie ataki kończą się sukcesem. Tracz w
ciągu dnia potrzebuje zjeść masę ryb stanowiącą ok. 10-15% masy jego ciała
(która waha się między 1 a 2 kilogramami). A więc między 100 a 300g. Łowi
najczęściej ryby niewielkie, najczęściej są to młode pstrągi, o długości do 8
cm, choć może połknąć również znacznie większe okazy, dzięki rozciągliwemu
przełykowi. Przy obfitości pstrągów, ryba ta może stanowić nawet 80% diety
tracza. Chętnie łowią też głowacze białopłetwe, a rzadziej – drobne gatunki jak
strzeble czy piekielnice. Ostatecznie nie wzgardzą również ślimakami,
skorupiakami, czy larwami owadów. Samica tracza poluje bardziej intensywnie,
nurkując często, a wiele z jej ataków kończy się niepowodzeniem. Samiec, który
jest większy, a więc potrzebuje większej masy pokarmu, jest bardziej wyrafinowanym
łowcą. Decyduje się na atak na większe okazy i tylko wtedy, gdy oceni, że szanse
na pochwycenie wypatrzonej ofiary są duże.
Skuteczność traczy jako drapieżników sprawia, że nie muszą
uganiać się przez cały dzień za pożywieniem. Mają poza tym inne ważne zajęcia, przede
wszystkim dbanie o odpowiednią impregnację upierzenia, która zapewnia jego
nieprzemakalność. Stąd ptaki te spędzają wiele czasu na nacieraniu piór łojem z
gruczołu kuprowego. Ciekawostką jest że wydzielina ta zawiera w sobie
substancję barwiącą, a ptak poprzez rozcieranie jej na piersi i brzuchu
uzyskuje łososiowy nalot na białych piórach.
Nurogęsi stały się w Polsce ptakami nierzadkimi, choć na
pewno ich liczebność nie jest i raczej nie będzie tak wysoka, by uprawnione
było wobec nich określenie szkodnika (o ile określenie to jest uprawnione w
jakimkolwiek przypadku...). Podstawowym czynnikiem ograniczającym ich
liczebność jest niewielka liczba miejsc odpowiednich do gniazdowania – nurogęsi
zakładają gniazda w dużych dziuplach, a szczególnie chętnie w złamanych
drzewach. Niedostatek takich drzew w otoczeniu zbiorników wodnych może skłonić
je do gniazdowania nawet w znacznym oddaleniu od wody. Braki te w niektórych
okolicach z powodzeniem rekompensuje się poprzez wywieszanie specjalnych budek
lęgowych, które tracz bardzo chętnie wykorzystuje. W naszych okolicach gniazdujących
traczy nie ma zbyt wiele, a dopiero zimą możemy obserwować je w dużej liczbie,
w wielu miejscach na naszych rzekach. Poza okolicą Garbatego Mostku możemy
napotkać większe skupienia również w Borowym Jarze – zwłaszcza nieopodal
wiaduktu kolejowego, przy zaporze elektrowni na Końcu Świata i na Jeziorze
Modrym, a dalej również w Siedlęcinie i na jeziorach Wrzeszczyńskim i
Pilchowickim. Grupka spod Garbatego
Mostku jest jednak najbardziej wdzięczna do obserwacji, gdyż ptaki te wykazują
wyjątkowo niewielką, jak na ten gatunek, płochliwość. Mam nawet podejrzenie, że
jedna z samic, zwykle trzymająca się nieco na uboczu i wyraźnie mniej płochliwa
od reszty, to ptak, który dwa lata temu został za pisklęcia przygarnięty,
wykarmiony i zwrócony naturze przez pewnego dobrego człowieka z Wrzeszczyna. Możemy ją poznać po nierówno nachodzących na siebie częściach dzioba - są one ze sobą skrzyżowane jak u krzyżodzioba, zapewne wskutek jakiejś niemiłej przygody z przeszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz